Gadki z Chatki nr 45/46
lipiec 2003
Tradycja
Sobótki, czyli święto ognia i wody
Jan Adamowski
Dzisiejsze sobótki z powodzeniem mogłyby rozwijać jeden z podstawowych sensów tradycyjnego obrzędu, a więc stać się prawdziwie narodowym świętem zakochanych.
Współcześnie sobótki, jako rodzaj święta dorocznego obchodzonego w wieczór poprzedzający dzień św. Jana (24 czerwca), najczęściej kojarzone są z formą wiosennej, ludycznej zabawy albo wręcz tzw. majówki. Ludziom zurbanizowanego świata czas ten pozwala na krótki odpoczynek i korzystanie z odrodzonych dobrodziejstw natury, w tym – słońca – źródła życia (którego symbolicznym przedstawieniem jest właśnie ogień, a które w tym dniu zachowuje się jak żywe – gra, skacze itp.), ale także wody, bo wierzono, że kąpiel w rzekach przed św. Janem jest szkodliwa i dopiero, jak mówi przysłowie: „Na Boże Ciało – święto czasowo bardzo bliskie sobótkom – skacz do wody śmiało”.
Z kolei dla tradycyjnej kultury słowiańskiej, ale i nie tylko słowiańskiej, sobótki (zwane w Polsce wschodniej także: kupalnocka, kopernocka, kąpała, kupalina, palinocka), to jedno z najważniejszych i najstarszych świąt cyklu dorocznego, co podkreśla jeden z pierwszych polskich folklorystów Ż. Pauli, który pisał: „Sobótka jest jednem z świąt najważniejszych oraz najdawniejszych rodzaju ludzkiego, odprawiane na cześć dobroczynnego żywiołu ognia (słońca, światła) nie tylko w całej Słowiańszczyznie, ale i u Greków, Rzymian, Skandynawów, Celtów, Izraelitów, Persów, Indian itd.”1. Świąt, które w wielu regionach – jak dokumentuje to O. Kolberg – były powszechnie obchodzone jeszcze przed 1840 rokiem, ale w okresie późniejszym – „sporadycznie już tylko”2. Nic więc dziwnego, że w społecznej pamięci także zostały zapomniane istotne treści tego obrzędu. Już w XIX wieku sarkastycznie komentował ten fakt wspomniany wcześniej O. Kolberg, który pisał: „W samem mieście Płocku w ciągu bieżącego stulecia, klasa obywateli, urzędników i mieszczan zamożniejszych wychodziła wprawdzie w wigilię św. Jana wieczorem przy pogodzie na przechadzkę na wysoki most łyżwowy łączący oba brzegi Wisły, nie troszczyła się atoli bynajmniej o puszczanie wianków na wodę, ani myślała o zapalaniu ogni inaczej, jak chyba żądając takowego od przechodniów do swych cygar i papierosów”3.
Wyraźnie dłużej obrzędy sobótkowe przetrwały w środowiskach wiejskich, ale i tutaj w dwudziestym wieku była to już duża rzadkość. Ostatnia, w sensie historycznym, znana mi relacja o świętowaniu sobótek w jej tradycyjnej formie dotyczy podlaskiego Kijowca, gdzie (wedle przekazu N. Nikołajuk) były one obchodzone jeszcze w 1939 roku4.
Przypominając najistotniejsze, ale tradycyjne sensy obrzędu sobótkowego można je najkrócej przedstawić poprzez przywołanie symboliki dwu żywiołów – ognia i wody. Treści te wpisane są również w wykonywane wówczas pieśni. Motyw ognia wiąże się z rozpalanym na początku obrzędu – nad wodą, a gdy jej w pobliżu nie ma, to na górze, leśnej polanie czy polnej miedzy – specjalnym ogniskiem. U Mazurów śpiewana była wówczas następująca pieśń:
Koło Jana, koło Jana,
Nocel mała! Kopiel moja!
Tam dziewczęta się schodziły,
Nocel mała! Kopiel moja!
Sobie ogień nałożyły,
Nocel mała! Kopiel moja!
Tam ich północ ciemna naszła,
Nocel mała! Kopiel moja!
Po podpłociu popadały,
Nocel mała! Kopiel moja!
Chusteńkami się ponakrywały,
Nocel mała! Kopiel moja!5
Wieczorne rozpalanie ogniska miało charakter ceremonialny. Najpierw gaszono we wsi wszystkie ognie domowe, a następnie dziewczęta rozniecały przygotowane wcześniej ognisko, od którego rozpalany był „nowy ogień”, który przez rok był podtrzymywany w domostwach. Ogień rozpalano na cztery rogi, czyli cztery strony świata6 poprzez tarcie drewna – desek, co nazywano „żywym rozpaleniem”. Jest w tym wyraźny związek z seksualnością, bowiem powstanie ognia z pocierania w wielu kulturach odnoszono do aktu płciowego istot mitologicznych7. Zwyczaj ten wiąże się z wiarą w odnowicielską moc ognia „pierwszego”, „żywego”, który w ten sposób ponownie otrzymuje siłę sprawczą – ochronną i oczyszczającą.
Do świętojańskiego ogniska wrzucano też różne zioła, np. rosiczkę, płomyk, bylicę, dziewannę. rutę, piołun, dziurawiec – zwany też zielem świętojańskim itp., śpiewając:
Niechaj ruta w ogniu trzeszczy,
Czarownica w ogniu wrzeszczy,
Niech bylicy gałąź pęka,
Czarownica próżno stęka.
Myśma tu przyszli z daleka,
Popalili zioła święte;
Nie zabiorą nam już mleka
Czarownice przeklęte.8
Zioła te mają charakter leczniczy i magiczny, a ich spalanie chroniło przed zarazami i morami, ale także przed niszczycielskim działaniem złych demonów. Należy przecież pamiętać, że czas sobótek to moment tzw. przesilenia dnia i nocy, a więc czas szczególnego nasilenia działań demonów, czego kulminację stanowił powszechnie praktykowany w tym terminie łysogórski sabat czarownic9.
Stałym elementem zachowań przy sobótkowym ognisku były również tańce – dziewczęta najczęściej tworzyły kręgi taneczne, ale powszechnie praktykowano także skoki przez ogień, w tym parami, co miało wróżyć szybkie i trwałe pożycie małżeńskie. Tańce, a szczególnie skoki przez ogień, pełniły też inne symboliczne funkcje – oczyszczały z wszelkiego zła i dawały siłę do przetrwania przez cały następny rok. Ze skokami wiązano także sensy agrarne – wyższe skoki miały zapewnić większy urodzaj zboża i lnu. Zresztą magicznych zabiegów o charakterze agrarnym i hodowlanym było w tym działaniu znacznie więcej. I tak: kobiety zawiązywały węzły na szczypiorze cebuli i czosnku – aby porosły ich duże główki; w łany zbóż wtykano gałązki leszczyny – aby nie zostały powalone przez wichry i burze; gałązki łopianu wtykano w zagony ze lnem – aby urósł duży; bydło przepędzano przez ognisko – aby odwrócić zarazy i wszelkie choroby itd.
Na Mazowszu panowało przekonanie, że kobieta nieobecna w trakcie rozpalania ognia sobótkowego jest czarownicą, a na obszarze Wielkopolski za czarownicę uważano kobietę, która podczas przeskakiwania przez ogień sobótkowy wpadła do ogniska.
Drugi istotny aspekt symboliki wieczoru sobótkowego wiąże się z motywem wody. Motyw ten przedstawia jedna z pieśni obrzędowych zarejestrowana na obszarze polsko-ruskiego pogranicza kulturowego:
Oj, ty Janie sobótkowy,
ty studnie kopiesz, wody nie masz,
ty studnie kopiesz, wody nie masz.
Przybyto wody odrobina,
to jo wypiła mała dziecina.
Przybyło wody okruszyna,
to jo wypiła mała muszyna.
Oj, ty Janie sobótkowy,
ty studnie kopiesz, wody nie masz.
Poleciał Jan pod niebiosa,
uczepił wiadro toj do pasa.
Wiadro stukało ji brzeńkało,
Ludzie na niebo spoglądali,
Janowej wody wyglądali.
Ludzie na niebo spoglądali,
Janowej wody wyglądali.
Oj, ty Janie sobótkowy,
ty studnie kopiesz, wody nie masz,
ty studnie kopiesz, wody nie masz.
Przybyło wody odrobina,
to jo wypiła młoda dziewczyna.
Przybyto wody okruszyna,
to jo wypiła mała ptaszyna.
Oj, ty Janie sobótkowy,
ty studnie kopiesz, wody nie masz,
ty studnie kopiesz, wody nie masz.
Gdzie jidzie – koper zbiera,
Gdzie noc nocuje – zupę gotuje.
Gdzie noc nocuje – zupę gotuje,
swojej Kasieńce kolacje szykuje.
Gdzie noc nocuje – zupę gotuje,
swojej Kasieńce kolacje szykuje.
Jego Kasieńce brzuszek boli,
ach, przyjdzie Jasio – podoktorzy.
Oj, przyszed Jasio – podoktorzyl.
Oj, niechaj boli on, przeboli,
Przydzie Jasieńko – podoktorzy.
Oj, ty Janie sobótkowy,
ty studnie kopiesz, wody nie masz,
ty studnie kopiesz, wody nie masz.
Przybyło wody odrobina,
to jo wypił miody chłopczyna.
Przybyło wody okruszyna,
to jo wypiła mała dziecina.
Oj, ty Janie sobótkowy,
ty studnie kopiesz, wody nie masz10.
Tekst tej pozornie zagmatwanej, ale kompozycyjnie bardzo prostej, bo opartej na cyklicznych powtórzeniach pieśni, oddaje dwa podstawowe, ale bardzo ściśle ze sobą związane sensy z wieloaspektowej semantyki wody:
1. symbolikę płodnościową – przedstawioną w obrazach studni i deszczu, czyli pieśniowej „wody z nieba”, po którą wyprawia się św. Jan;
2. konotację zalotno-matrymonialną — ukrytą tu bardziej w kompozycji niż na powierzchni tekstu, a co przede wszystkim ujawnia uobecniona para kochanków – tekstowa Kasieńka i Jasieńko.
Funkcje zalotne całego obrzędu są ponadto ściśle związane z osobnym jego etapem, z rodzajem specjalnej wróżby, jaką było puszczanie wianków na wodę. W Rzeszowskiem zwyczaj ten wyglądał następująco: „dziewczęta gromadziły się nad rzekami, przynosząc ze sobą drewniane krzyże, na których kładły wianki z kwiatów i przymocowywały zapaloną świeczkę. Na tym „stateczku” znajdował się podpis, wskazujący, do której dziewczyny należy. Wianki puszczano z prądem wody. (...) Zadaniem chłopców było schwytanie wianków. Niesiono je na miejsce zbiórki, gdzie urządzano zabawę. Chłopiec tańczył z dziewczyną, której złapał wianek”11. W regionie Wisłoki dziewczęta puszczające wianki śpiewały:
Leć wianeczku daleko!
Hej, hej, o bej!
Leć za siódma rzekę!
Hej, hej, o hej!
Uwiłam cię z różyczek!
Miałam potny koszyczek!
Hej, bej, o bej!12
Końcowym etapem obrzędu, realizowanym zwykle około północy, stawało się poszukiwanie tajemniczego kwiatu paproci, którego odnalezienie zapewniałoby bogactwo – przez odkrycie skarbów ukrytych w ziemi, szczęście i wszechwiedzę. Były to wyprawy chłopców, ale towarzyszyły im również dziewczyny i w ten sposób zawiązywała się kolejna, sprzyjająca zalotom i erotyce sytuacja. Motyw kwiatu paproci to aspekt dokumentacyjnie dosyć mało znany i tajemniczy, bowiem nikt nigdy takiego kwiatu nie odnalazł. Obowiązywał zresztą zwyczajowy zakaz ujawniania takiego faktu. Nie przeszkadza to jednak czekać na spełnienie baśniowego marzenia.
Obrzędowe palenie wiosennych, a więc „nowych” ogni w polskiej kulturze tradycyjnej ma szerszy zakres czasowy i przybiera także inne formy niż tylko palenie ognisk w wigilię św. Jana. Na Kaszubach np. zapalało się umieszczone na wysokim drągu beczki z dziegciem i słomą, a w niektórych regionach Rzeszowskiego biegali „chłopcy z sobótkami w rękach, nazywanymi również kropoczami na uciuku. Były to zdarte miotły, umaczane w ropie naftowej, na żerdce. Obiegając pólka i stajanka wołali chłopcy co sił:
Święty Janie! Święty Janie!
Sobótka się zajęła.
Kto sobótki nie pali,
tego Pan Bóg nie chwali!13
Obnoszenie zapalonych ogni świętojańskich po granicach pól czy sadów miało chronić uprawy i drzewa owocowe od szkodników i zapewniać urodzaj.
Ponadto, w podobnych funkcjach obrzędowe palenie ogni odbywało się w Wielkim Tygodniu (np. do dzisiaj odbywa się to na każdym placu kościelnym w Wielką Sobotę) lub w Niedzielę Wielkanocną, w wigilię lub w dzień Zielonych Świąt, w dzień św. Wawrzyńca, św. Rocha. Na Lubelszczyźnie w okolicach Hrubieszowa ognie zwane sobótkami palono również na jesieni, po zakończeniu prac polowych.
Pewne czynności, rozumiane jako konsekwencja obchodów sobótkowych, starsi wykonywali w zagrodzie po zakończeniu obrzędu. Miały one na celu przede wszystkim zabezpieczenie dobytku i zabudowań. Przyniesione np. gałązki i ziele zatykano w strzechy zabudowań, aby chronić bydło przed czarami, a zasuszone ziele wykorzystywano w celach leczniczych. Opasywano się bylicą na gołe ciało, aby w najbliższych żniwach nie bolał krzyż. Czyszczono studnie poprzez wylewanie zebranej tam wody. Rankiem w dzień św. Jana krowom przyczepiano wianki z ziół. Z kolei na Podhalu wierzono, że do św. Jana górskie pastwiska obfitują w najpożywniejszą trawę, co wpływa na mleczność owiec. Do tego czasu kobietom nie można było wchodzić do bacówki. Obawiano się także gadów, czyli żmij. Aby uchronić krowy przed ich ukąszeniem należało: „we wilije świntego Jona przed wschodem słonka urwać gałązki z jesienią [jesiona] i kłaść pod próg stajni. Wtedy gady nie ugryzły bydła”14. Zatem, jak pisze A. Zadrożyńska, „kończył się już czas świętowania, czas kontaktów świata i zaświatów. Człowiek nie tylko żegnał i wypraszał groźne duchy, lecz wręcz je przeganiał”.15 W perspektywie wierzeniowej sobótki można więc traktować jako czas magicznego oczyszczania i zabezpieczania świata. Ale w polskiej kulturze ludowej okres ten wywierał znaczny wpływ również na inne sfery ludzkich zachowań. Świętowanie czasu wiosenno-letniego przesilenia dnia i nocy kończyło bogaty cykl obrzędowości okresu Bożego Narodzenia, Nowego Roku, Wielkanocy i szerzej wiosny. Jak zauważa badaczka, wówczas „porządkował się świat ludzi. Młodzi wysyłali swaty. Rodzice omawiali warunki przyszłych małżeństw swoich dzieci. Doglądano pól, pracowano w warzywnikach. Oporządzano bydło. Szykowano się do żniw i zbiorów, po których miało nastąpić uroczyste zakończenie pracy”.16
Współcześnie można zaobserwować pewne ożywienie zainteresowania świętowaniem sobótek. Tego wieczoru w różnych środowiskach, także miejskich, organizuje się plenerowe koncerty, happeningi, a w grupach młodzieżowych – zabawy z puszczaniem wianków na wodę jako punktem kulminacyjnym. Jest to już zatem „czysty” folkloryzm, który także ma swoją historię. W trakcie jednego z badań terenowych opowiadano mi, że np. przed II wojną światową w nadwieprzańskich Ciechankach Łańcuchowskich w tamtejszej szkole obchodzono sobótki. Wówczas cała szkoła, na czele z muzyką, wybierała się nad brzeg Wieprza i w atmosferze śpiewów, ogólnej zabawy i wesołości dziewczęta puszczały przygotowane wcześniej wianki. Wydaje się jednak, że taki sposób świętowania ma zbyt wyraźnie charakter instytucjonalny, który eliminuje tak istotne dla tych obchodów cechy jak spontaniczność czy sytuacyjną improwizację. Wydaje mi się, że współczesne sobótki z powodzeniem mogłyby rozwijać jeden z podstawowych sensów tradycyjnego obrzędu, a więc stać się prawdziwie narodowym świętem zakochanych. Czynnikiem niezwykle sprzyjającym jest tu czas – przełom wiosny i lata, a nie do pogardzenia są także tradycyjne symboliczne atrybuty – ogień, woda i wianki.
1 Ż. Pauli, Pieśni ludu polskiego w Galicji (Wydanie fototypiczne pierwodruku z 1838 r.), pod red. H. Kapełuś, posłowie i opracowanie R. Górski, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk 1973, s. 19.
2 O. Kolberg, Dzieła wszystkie, T.28. Mazowsze, cz. V, Wrocław - Poznań 1964, s. 96.
3 O. Kolberg, Dzieła wszystkie, T.27, Mazowsze, cz. IV, Wrocław - Poznań 1964, s. 133.
4 Zapis tej relacji zob. J. Adamowski, Nadbużańskie sobótki (z przekazu Niny Nikołajuk), „Etnolingwistyka” t.4, 1991, s.105-113 (zapis pieśni podano z nutami).
5 Zygmunt Gloger, Badacz przeszłości ziemi ojczystej, Warszawa 1978, s. 243.
6 F. Krćek, Sobótka w Galicyi, „Lud” 1898, s. 315.
7 Por. Leksykon symboli, opracowała M. Oesterreicher-Mollwo, przekład J. Prokopiuk, Warszawa 1992, s. 108.
8 Zygmunt Gloger, op. cit., s. 236.
9 por. J. Adamowski, Czas i częstotliwość łyskogórskich sabatów czarownic, „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska”, voL XIV/XV, sectio FF, 1996/97, s. 399-409.
10 J. Adamowski, op. cit., s. 108-109. Jest to spolszczona wersja tekstu pierwotnie „ruskiego”.
11 F. Kotula, Przeciw urokom, wstęp P. Kuncewicz, Warszawa 1989, s. 148.
12 F. Kotula, op. cit., s. 149.
13 F. Kotula, op. cit, s. 147.
14 K. Kwaśniewicz, Zwyczaje doroczne, [w:] Podhale. Tradycja we współczesnej kulturze wsi, pod red. D. Tylkowej, Kraków 2000, s. 374.
15 A. Zadrożyńska, Światy, zaświaty. O tradycji świętowań w Polsce, Warszawa 2000, s. 130.
16 Ibidem, s. 132.
Prof. dr hab. Jan Adamowski - językoznawca i folklorysta, wykładowca na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Autor m.in. „Kategorii przestrzeni w folklorze”, współredaktor „Języka w zwierciadle kultury”; należy do redakcji czasopism „Twórczość Ludowa” i „Region Lubelski”.
|