Gadki z Chatki

Cień wielkiej góry

Paweł Goleman

Do Potosi przyjechaliśmy równo ze wschodzącym słońcem. Było kilka minut przed szóstą rano. Wyszliśmy przed dworzec, szukając jakiegoś transportu do centrum. Nie było to trudne, należało tylko iść za współpasażerami, z którymi przyjechaliśmy z La Paz. Jeden zakręt w lewo i już stoimy na przystanku. Po chwili podjeżdża miejski autobus. Wsiadamy i po 20 minutach jesteśmy na głównym miejskim placu. Zrzucamy plecaki pod kościołem i idziemy na poszukiwanie noclegu. Godzina jest wczesna, my trochę niewyspani. Chodzimy po wąskich i pustych uliczkach. W końcu trafiamy na całkiem ładnie wyglądający hostel „La Casona”. Przeszklone drzwi, w środku dziedziniec z dużą ilością przyjemnego cienia. Akurat jest wolny pokój dziesięcioosobowy. Cena nam odpowiada – 45 boliwianów (22,5 zł). Podoba nam się tu, ale dla zasady idziemy do hostelu znajdującego się naprzeciwko. Okazuje się, że ów przybytek w połowie działa, a druga połowa jest w remoncie. Obsługa nic nie wie. Grzecznie dziękujemy i wracamy do naszego pierwszego wyboru. Chwila na zameldowanie i idziemy spać.