Artykuł zamieszczony w numerze 17 / II, III 1998


Katarzyna Mróz

Kolapart


Śląsk to nie tylko zagłębie węglowe, znajdują się tam również "kopalnie" talentów folkowych. Wystarczy wymienić takie grupy jak "Carrantuohill", "Szybki Lopez", "No Name Band". Ostatnim odkryciem jest "Kolapart". Z jej przedstawicielem, Andrzejem Wandraszem, znanym pod pseudonimem "Kaźmierz" - muzykiem i fotografem, rozmawia Katarzyna Mróz.


Przedstawcie się.


Nasz zespół nazywa się "Kolapart", można powiedzieć, z Gliwic. Wszystkie dokumenty, które przychodzą do zespołu, przychodzą do mnie, a de facto Asia jest z Sosnowca, ja z Gliwic, Danusia z Katowic, a Robert z Krakowa.


To w takim razie jak się spotykacie?


Spotykamy się raz - dwa razy w miesiącu. Dziewczyny przygotowują część partii u siebie, potem nagrywamy na próbie, która trwa parę godzin taką taśmę dla naszego użytku wewnętrznego. Później jak już każdy poćwiczy ze słuchawkami na uszach, to można wtedy próbować się razem zgrywać.


Jak powstał zespół, skoro mieszkacie w różnych miastach?


Historia jest o tyle ciekawa, że z jedną z osób z naszego zespołu kiedyś występowałem w zespole "No Name Band", niestety już nieistniejącym. Dwa lata wstecz, na festiwalu poezji śpiewanej "Wrzosowisko '96" mieliśmy zagrać koncert nocny, ale się okazało, że tylko we dwójkę z Danusią tam pojechaliśmy. Zagraliśmy więc w tym składzie to, co udało się nam przetworzyć na akordeon i flet. Od tamtego momentu istnieje ciągłość zespołu, a pod tą nazwą istniejemy od kwietnia'97. Nasz debiut, co prawda w nieco innym składzie, odbył się na festiwalu w Radomiu w 1997 r.


Wasze inspiracje muzyczne to oczywiście... muzyka celtycka, prawda?


Muzyka celtycka. Teraz wszystko można wrzucić do jednego worka z tą muzyką. Od niej zaczynaliśmy. Jednak każdy z nas ma swoje osobiste inspiracje, ale staramy się tak to połączyć, żeby zagrało razem. Próbujemy spajać różne epoki, wędrujemy po różnych stylach, gramy między innymi polskie melodie średniowieczne. Aranżacje staramy się tworzyć w manierze muzyki dawnej, a co będzie za rok czy dwa - zobaczymy. Ja czerpię z muzyki dawnej, z klasycznej piosenki żeglarskiej, folkloru arabskiego i hard - rocka lat 70 - tych i 80 - tych, tylko metal omijam z daleka.. Inspiruję się też dwoma wydawnictwami zespołu Open Folk : "Bretonestone" i "Branle".


Jak znajdujecie motywy muzyczne?


Z tym nie ma problemów, choć wydawnictw nie jest zbyt wiele. Jakiś czas temu wychodziły śpiewniki "Czterech refów". Poza tym są biblioteki, różnego rodzaju publikacje, śpiewniki zawierające tematy instrumentalne. Potem znaleziony wątek jest przez nas przerabiany tak, że w końcu zostaje tylko sama otoczka. Staramy się, żeby zabrzmiało to inaczej niż grają inne zespoły. Czasem pracujemy nad jednym utworem pół roku. Jest to praca długa, ale skuteczna.


Jakie jest instrumentarium grupy?


Ja gram na pięćdziesięcioletnim polskim akordeonie - Viktorii, mamy jeszcze trzy flety, bębenek, rurę od dzwonka rurowego i gitarę. Może kiedyś, w zależności od tego jak będziemy ewoluować, pojawią się jeszcze inne instrumenty, ale teraz nie chciałbym o tym mówić. Na pewno będą to instrumenty akustyczne, nie planujemy wprowadzenia żadnego elektronicznego instrumentu klawiszowego.


Może uchylisz jednak rąbka tajemnicy?


Chciałbym, żeby pojawiła się lira korbowa, skrzypce. Być może dołączy charango.


Czym jest dla was muzyka celtycka?


To pytanie na kolejną rozmowę, ale postaram się to maksymalnie uprościć. Choć zaczynaliśmy, jak już wspomniałem, od tej muzyki, to nie chcemy kurczowo się jej trzymać. W planach mamy parę ciekawych pomysłów.


A czym jest dla was muzyka folkowa?


Folklor powinni grać ludzie, którzy mieszkają na wsi czy w małych miasteczkach. Oni się w tym urodzili i wychowali. My, ludzie z miasta, możemy się inspirować, ale nie mamy jednak tego naturalnego daru. Owszem, po wyszkoleniu umiemy grać jak muzycy ludowi. Dla mnie folk, jest to taka mieszanina różnych stylów, instrumentów, żeby to brzmiało. Żeby była w tym dusza.


Sprostowanie (zamieszczone w nr 19)

W numerze 17 naszego biuletynu w wywiadzie (pt. "Kolapart") z Andrzejem Wandraszem padło zdanie: "Historia jest o tyle ciekawa, że z jedną z osób naszego zespołu kiedyś występowałem w zespole "No Name Band", niestety już nieistniejącym."

Otóż było to pomyłką. Spieszymy ze sprostowaniem.

"Zapewniam, że zespół ma się dobrze, ćwiczy zaciekle dalej, daje koncerty i nadal cieszy się graniem ludowej muzyki irlandzkiej.

Mam nadzieję, że słowa Andrzeja są wynikiem przejęzyczenia, albo może chęcią całkowitego odcięcia się od okresu, kiedy z nami pogrywał. Stąd to nieporozumienie. Pozdrawiam całą redakcję i czytelników "Gadek z Chatki" w imieniu swoim i zespołu "No Name Band".

Iweta Pakosz (solistka "No Name Band")