Artykuł zamieszczony w numerze 18 / 1998
|
Powrót do strony głównej
|
- z Andrzejem Mazurkiem, liderem lubelskiego sound systemu rozmawia Maciej Szajkowski (Kapela ze Wsi)
Sound system, cóż to za cudo?
W naszym wypadku sound - system to jest konkretna załoga. Tak się złożyło, że od prawie dziesięciu lat trzonem tej załogi jestem ja - DJ O.K. i mój kolega Profesor Dread oraz nadworny grafik - Gała. Nasza aktywność polega na tym, że impregnujemy ludzi muzyką do tańca i do rozruchu. Można powiedzieć, że jest to działalność stricte biologiczna, a nie artystyczna.
Na czym polega owa impregnacja?
Na tym, że masz dwa gramofony, konsoletę i robisz niby to samo co DJ (lider imprezy) serwujący jazdę techno, ale tak naprawdę robisz coś innego. Prezentujesz ludziom ciekawą muzykę, z niej tworzysz swoje własne remiksy. Urozmaicasz to autorskim komentarzem, czasem przekazem jakiejś kapeli na żywo. "żywy" miks, "żywe" słowo, "żywa" wibracja.
W Polsce istnieją od dłuższego czasu dwa sound - systemy - nasz Love Sen-c Music w Lublinie, który w przyszłym roku będzie obchodził swoje dziesiąte urodziny, chociaż mieliśmy wcześniej parę poronień. I drugi, który w tym roku obchodzi swoje wielkie święto, Venture Sound System ze Zgorzelca i jego eminencja Xiądz Maken I. Chłopaki skończyli właśnie dziesięć lat. Są to dwa najstarsze wiekiem sound systemy w naszym kraju. Niemniej jednak ostatnio powstało ich znacznie więcej.
Co odróżnia wasz przekaz od psychozy dla mutantów, którym zatkano organy słuchowe, czyli od techno?
Dzisiaj niestety winyle i gramofony kojarzone są z techno, które jest niczym innym jak synchronicznym okładaniem szarych komórek kowalskim młotem. Nie potrafię sobie na przykład wyobrazić tego, co robią DJ'je techno, którzy obywają się bez sita (mikrofonu)."Żywe" słowo to jest chyba najbardziej komunikatywna rzecz jaką dał nam Najwyższy i powinniśmy jej używać.
W jaki sposób odkryłeś swoją werbalno - muzyczną misję?
Będąc bardzo małym kajtkiem przesiadłem się z muzyki, którą robili King Crimson, czy Genesis i im podobni na muzykę Roots, The Mub, Sex Pistols, 999, Niny Hagen. Robiliśmy punk'reggae party. Zaimpregnowaliśmy się kulturą reggae i tak nam zostało.
Sound systemy wywodzą się bez wątpienia z tradycji jamajskiej. To bardzo stary środek przekazu, ogólnie dostępny dla ludzi niepiśmiennych, dla ludzi, którzy nie mieli nawet na gazetę. Nie wiem czy słyszałeś, ale Bob Marley po nagraniu swojego pierwszego singla nie miał go gdzie przesłuchać, ponieważ w jego dzielnicy nie było elektryczności. Pierwsze jamajskie sound systemy łączyły w sobie takie funkcje jak wspólna zabawa, ale również z czasem zaczęły przenosić treści informacyjne, polityczne, religijne i przede wszystkim plotki towarzyskie. Nie dziwiło nikogo, że na nadawanych podkładach DJ opowiadał np. kogo ostatnio zgarnęła policja, a kto się w kim zakochał. Oczywiście płynęły pochwały dla Najwyższego, bo jak wszyscy wiedzą Jamajczycy to ludzie nadzwyczaj religijni, w związku z tym muzyka reggae jest tak nasiąknięta treściami religijnymi.
Czyli sound systemy to swoiści trybuni ludowi ....
Jak najbardziej. Docierając do odległych rejonów, odizolowanych od tzw. cywilizacji, dzielili się informacjami ze świata, własnymi poglądami. Pełnili funkcję tuby światopoglądowej, nieraz ogarnięci wręcz misyjnym zapałem. Znany jest przypadek jednego Jamajczyka, który na starej furgonetce rozstawiał dwa głośniki i jeździł na "czerwoną dzielnicę" wyśpiewując tam prostytutkom psalmy. Był święcie przekonany, że je to nawróci.
Dzisiaj nastała "globalna wioska" i trudno jest się oprzeć zalewowi informacji. Muzyka ta jest wszechobecna. Po co więc sound systemy?
Sound systemy to nasza ostoja kulturowa. To ekipa ludzi myślących o sobie dobrze, dla których najważniejsza jest muzyka. Ona nas integruje i jest tym, co chcemy dawać innym. Jasne, nasz sound system opiera się głównie na prezentacji muzyki. Niemniej jednak miksujemy też muzykę swoją. Ostatnio nawet pojawiają się nowe pomysły...
Wcześniej działałeś w kilku zespołach ...
Oczywiście. Na gramofony przesiadłem się prosto z bębnów i jest to bardzo pokrewne. Sam robię też bębny, gram na nich, kiedyś się z tego utrzymywałem i mam coraz większą ochotę do tego wrócić. Ostatnio zainspirowała mnie "Kapela ze wsi" i zaczynam zastanawiać się nad polskimi bębnami obręczowymi. Widzę, że to, co się wydarzyło, czyli odkopanie konkretnej energii, a nie landryn, jakimi karmili nas od dziecka, typu Mazowsze, jest to milowy krok w rozwoju muzyki.
No właśnie, to od ciebie między innymi kilkanaście lat temu wyszła idea migracji alternatynywnych środowisk artystycznych z dużych miast do zapadłych wiosek..
Ja i wielu moich przyjaciół po prostu mieszkamy na wsi. W pewnym momencie była jakaś taka wspólna wibracja, żeby się ewakuować z miasta, z tego syfu, z tej kiły. Pożyć trochę swobodą. Bardzo nas wtedy korciło do bębnów. Musieliśmy to mocno odreagować. Ciągnęło nas do świeżego powietrza, do prostych i fantastycznych ludzi, do poczucia bliskości. Miejscowi zaakceptowali naszą ideę bez żenady. Na wsi zauważyłem takie rzeczy jak pory roku, czy fazy księżyca. W mieście, jak sobie przypominam nie stanowiło to problemu.
Ludzie na wsi wbrew pozorom są bardziej otwarci. Nie są atakowani wzorcami medialnymi, które podawane z coraz większą presją odmóżdżają masy. Myślę, że niestety jest to sprawa czasu, bo widzimy jak ten zaborczy system się rozwija i pochłania dusze, ciała i umysły.
Ludziom na wsi również serwujesz sound system?
Bardzo często, z tym że przybiera on różne formy. Często latem wystawiam "paczki" przed swój dom i zagrywam muzyczkę. Moim sąsiadom to się podoba.
Ostatnio otworzyłeś pierwszy w okolicy sklep z muzyką świata - Folk Cafe.
Chcieliśmy z Marcinem Tuckerem z Orkiestry św. Mikołaja zorganizować trochę muzyki niekomercyjnej, takiej, o którą ludzie zawsze nas pytają na sound systemach i koncertach. Zgromadziliśmy tutaj oprócz płyt z polską muzyką tradycyjną również folk, jazz, reggae, jakiś underground, trochę eksperymentów drum'base, mamy nawet szanty, country i poezję śpiewaną. Dysponujemy muzyką ze wszystkich kontynentów i chcemy stale poszerzać ten asortyment.
Od czasu mariażu z Orkiestrą przyglądam się bacznie folklorowi. Mam takie wrażenie, że jest to muzyka XXI wieku. Czasami pochwalam to słowo - folk, a czasami wręcz go nie lubię i wyrzucam, ale po festiwalu "Nowa Tradycja" w Polskim Radiu, doszedłem do wniosku, że nie ma się co czepiać, to bardzo szeroki nurt. Jest w miejsce na hard'corową jazdę, jak "Kapela ze wsi"' jest w tym miejsce na popis wirtuozerski w stylu "Się gra", czy "Biesiady Okpiświatów" i na taką latynoską discopolową muzyczkę jak ostatni repertuar Varsovii Manty. I to też mi się podoba i fantastycznie, bo uważam, że powinna to być scena jak najszersza i muzycznie niejednorodna. Najlepiej gdyby zawsze i wszędzie przyświecała zasada - baw się i myśl.