Artykuł zamieszczony w numerze 18 / 1998


Agnieszka Matecka

Muzyka źródeł


Kolejne płyty z Kolekcji Muzyki Ludowej Polskiego Radia "Muzyka źródeł" przygotowanej przez Radiowe Centrum Kultury Ludowej ukazują się w szybkim tempie. Podczas Konkursu "Nowa Tradycja" zauważyłam "Beskidy", "Krakowskie, Tarnowskie" i "Suwalskie, Podlasie", a zupełnie niedawno wpadło mi w ręce "Rzeszowskie, Pogórze", które dołączyło do sześciu wydanych w zeszłym roku.

Każdy z tych krążków wypełniony jest muzyką "po brzegi", zawiera ponad 70 minut materiału, prawdziwych perełek tradycji istniejącej już niejednokrotnie tylko w przepastnych archiwach Polskiego Radia. Niektóre z nich pamiętam z kazimierskich festiwali, inne, edukując mnie i Orkiestrę św. Mikołaja, dyskretnie podsuwała kilka lat temu Maria Baliszewska jako propozycje do wykorzystania w programie koncertowym. Mimo to słuchając kompaktów z "Kolekcji" wciąż odkrywam nieznane wątki i melodie.

Suwalskie, Podlasie

Ostatnio wydane płyty dokumentują regiony o odmiennej specyfice. Najbardziej archaiczny materiał znajduje się na kompakcie "Suwalskie, Podlasie" obejmującym dwa niejednorodne regiony północno - wschodniej Polski, na które przez lata wywierały wpływ kultury sąsiednich narodów: Litwinów, Białorusinów i Ukraińców. Słuchacz znajdzie tu śpiewy obrzędowe nie spotykane już nigdzie indziej, o wąskozakresowej skali, swobodnym rytmie, lamentacyjnej mamierze (pieśń żniwna - "Powałem żytko, powałem"). Są też charakterystyczne dla tego regionu pieśni wiosenne ("O, już niedaleczko czerwone jajeczko" - śpiewana w okresie postu), sobótkowe ( w niezapomnianym wykonaniu Niny Nikołajuk), rodzinne - obyczajowe i weselne, w tym korowajowe - towarzyszące wypiekowi kołacza i wielkanocne pieśni życzeniowe przypominające niekiedy morskie pieśni pracy. W utworach wokalnych pojawia się pod wpływem wschodnich sąsiadów wielogłos nie istniejący w Polsce poza regionami górskimi. Ich tematyka pozostaje również w ścisłym związku z folklorem Ukrainy czy Białorusi. W muzyce instrumentalnej północno - wschodniej Polski nie przetrwały cechy archaiczne. Nawet w miejscowościach, gdzie do dziś istnieją w pamięci mieszkańców bardzo dawne pieśni, w warstwie instrumentalnej przeważa muzyka nowsza i ta jest skromnie prezentowana na płycie. Wśród instrumentalistów nie mogło oczywiście zabraknąć Kapeli Racisów i "Polki żydówki" w ich wykonaniu, która rozpoczęła "nowe" życie w repertuarze zespołów folkowych.

Nieco pokrewne, może ze względu na wpływy wschodniej kultury jest "Rzeszowskie, Pogórze"'. Wydaje się, że tak zwany w żargonie zespołów pieśni i tańca "Rzeszów" istnieje w świadomości ludzi, którzy mieli styczność z folklorem. Każdemu chyba obiła się o uszy eksploatowana przez wspomniane wyżej zespoły przyśpiewka "O Jezu, chłopoki czyśta mnie nie poznali" czy inna z frywolnym refrenem "I jo se tez musioł". Poza tym jest to region udokumentowany już na płytach kompaktowych. W poprzednich latach zostały wydane: "Rzeszowskie" ( Polskie Nagrania 1990) - wcześniej analogowy album Kapeli z Piątkowej i "Pologne dances" - w 1992 przez francuską firmę "ARION " - prezentujący trzy kapele rzeszowskie: rodziny Kretowiczów, Pudełków, zespół z Bud Łańcuckich, i cymbalistę Władysława Wojtynę. Był to przede wszystkim folklor instrumentalny, choć pieśni, głównie przyśpiewek w nim nie brakowało. Wydawnictwo Polskiego Radia zaskoczyło bogatym zbiorem obrzędowej warstwy wokalnej, któż by się spodziewał na Rzeszowszczyźnie pieśni sięgających średniowiecza? Okazuje się, że muzyka wokalna tego regionu, to nie tylko pieśni nowsze, ale i zaliczane do najstarszej warstwy folkloru polskiego, wykazujące pokrewieństwo z pieśniami szeroko pojętego regionu lubelskiego. Najdawniejsze tradycje reprezentują utwory związane oczywiście z tematyką weselną. Archaiczne pieśni z rytualnymi tekstami opierają się na skalach wąskozakresowych, intonowane są z typową zawodzącą manierą w powolnym uroczystym tempie bez określonego metrum. Dużo miejsca na płycie zajmują pieśni kolędnicze, które są odzwierciedleniem bogactwa form kolędowania na tym terenie. Szczodrowanie występuje jeszcze w kilku innych regionach kraju, natomiast ciekawa jest "szczebiotka" - kolęda śpiewana gospodarzowi przez dziewczęta. Unikatowym przykładem obrzędowości dorocznej Rzeszowskiego jest pieśń wykonywana w Środę Popielcową. W ludowej tradycji święto to było nie tylko dniem powagi, ale też czasem powolnego wygaszania karnawałowego nastroju. Niezwykłe wrażenie wywiera pieśń pogrzebowa wykonywana podczas tzw. "pustych nocy" rozpoczynająca się słowami "Zaczynam lament więźniów jęczących", która wykonana podczas Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu w 1982r. budziła w słuchaczach zgoła inne skojarzenia.

Warstwa instrumentalna "Rzeszowskiego, Pogórza" to plejada najstarszej generacji cymbalistów oraz najznamienitsze kapele - Sowów, Pudełków, Kretowiczów oraz Murasów. W ich repertuarze znajdziemy utwory charakterystyczne dla całego regionu, bogactwo polek o fantastycznych nazwach, które określają nie tyle krok taneczny, ile tempo i kierunek tańca. Najspokojniejsze są polki "suwane", tramelki wymagają kroku drobnego i podskocznego, a są jeszcze "od ucha", "na góreczkę", "galopki" czy polka "stawana", którą wykorzystał w "Małej Suicie" Witold Lutosławski.

Wśród tańców trójmiarowych na kompakcie zostały zamieszczone: walczyk (ulubiony walczyk Sowów - "Sowa na dachu siada"), sztajerki, krakowiaki, oberki i "wolne". Nazwa tych ostatnich nie odnosi się do tempa, lecz do melodii o mazurkowej rytmice występującej w mniej lub bardziej czytelnej formie. Tańce często okraszane są przyśpiewkami. Najbardziej fascynującym przykładem muzyki instrumentalnej jest wygrywka dla panny młodej grana w przeddzień ślubu pod oknami dziewczyny (w wykonaniu Kapeli Sowów).

Krakowskie, Tarnowskie

W przeciwieństwie do dwóch poprzednich, na kompakcie "Krakowskie,Tarnowskie" dominuje przede wszystkim muzyka taneczna, głównie krakowiaki, na czele z rozpoczynającym płytę w wykonaniu Jana Korusa, polki, mazurki, oberki i chodzone. Rytm krakowiaka czy mazurka pojawia się często w pieśniach weselnych i kolędach, bo zarówno w Krakowskiem jak i Tarnowskiem nie spotyka się w pieśniach typowych dla najstarszej warstwy archaizmów. Jak zwykle najbardziej interesujące są pieśni weselne i kolędy, w tym "okolędowanie" (utwór "Syroko wstąga, złote kraje u nij") przez kawalerów panien na wydaniu. Śpiewany tekst wyliczał poszczególne elementy stroju, w które dziewczynę "ubierano". Jak bogaty był to strój zależało od reputacji panny. Uwagę przykuwają także ballady, w których widoczne są wpływy miasta i służby w licznych na tym terenie dworach. Są wśród nich ballada wojacka, pieśń o Janie Sobieskim i jeden z popularniejszych wątków balladowych określanych jaka "powinność brata wobec rodzeństwa" - utwór "Wąż się wije po drzewinie".

"Beskidy" obejmują bardzo rozległy obszar od Beskidu Śląkiego po Sądecki, wiele grup etnograficznych, których muzyka ma dużo cech wspólnych, a różnice mimo doboru reprezentatywnego repertuaru są niewielkie i dla laika trudne do wychwycenia. Jest to po prostu dobra góralska muzyka, z typowym silnym śpiewem, dwumiarowym metrum, oparta o tzw. skalę "wałaską". Najciekawsze i najbardziej charakterystyczne są nagrania z Beskidu Żywieckiego, reprezentowane przez Józefa Brodę i nieżyjącego już Jana Kawuloka. Muzyka Józefa Brody brzmi jak zwykle niemal mistycznie ( przekonać się o tym można również na autorskiej jego płycie zatytułowanej "Symfonia o przemijaniu, życiu, śmierci .... ", wydanej przez AV Studio w 1997), a archiwalne nagrania Jana Kawuloka budzą zachwyt dla tego artysty. Do refleksji w szczególności skłania pieśń "Stoje jo se u potoka" jego autorstwa, co jest niespotykane w kulturze ludowej, w której istnieje przede wszystkim twórca anonimowy. Słowa tego utworu można odczytać na wiele sposobów - od "manifestu ekologicznego"' po uczucia przemijania, nieuchronności losu, rezygnacji.

"Muzyka źródeł" nie stała się pupilkiem mediów i mimo reklamy radiowej (co jest warte odnotowania, bo żadna płyta z kręgów zbliżonych do folkloru nie dostąpiła tego zaszczytu) zachwyca się nią wąskie grono znawców i fanów tego rodzaju muzyki. Prasa również nie rozpieszcza tych płyt. Do tej pory tylko czasopismo "Studio" przyznało kolekcji kompaktów Polskiego Radia tytuł "Płyty Roku 1997" i zamieściło obszerny komentarz Piotra Dahliga ("Z Podhalem w tle"), w którym słusznie zauważa on, że "antologia Polskiego Radia jest nie tylko dźwiękową encyklopedią folkloru, ale także rodzajem hommage czy epitafium". Niestety z tym ostatnim stwierdzeniem trudno się nie zgodzić, a i pogodzić się trzeba. Również "Życie" z 17.03.1998 r. zamieściło artykuł o tych płytach autorstwa Antoniego Beksiaka "I źródło gdzieś ukryte w chmurach". Nie zgadza się on z encyklopedycznym przedstawieniem folkloru, który to cel przyświecał redaktorom nagrań. "Muzykanci grają krótko - minutę, dwie, często jakby zimno i od niechcenia wiedząc, że "i tak zaraz koniec". Brakuje wtedy ekspresji, budowania napięcia, szczypty szaleństwa, silnej muzykanckiej energii. Każda encyklopedia przedstawia suche fakty dość syntetycznie, ale dzięki temu zawiera dużo haseł, które bardziej zainteresowani mogą rozszerzyć w innych publikacjach. Fakt, że w przypadku tych płyt takie możliwości nie istnieją, chyba że dotrze się do archiwów Polskiego Radia, PAN, trafi na koncerty organizowane przez Dom Tańca, czy wreszcie do samych muzyków. Poza tym żaden chyba nośnik dźwięku nie jest w stanie odtworzyć emocji i atmosfery transu muzycznego, który odczuwają tylko w nim uczestniczący muzycy, tancerze czy niekiedy słuchacze. Słuchający takich nagrań w zaciszu domowym, choćby byli obdarzeni bujną wyobraźnią nie są w stanie tego nastroju przywołać i dłuższe, choćby najbardziej energetyczne "kawałki", będą dla nich nudne.

Autorzy obu wypowiedzi zwrócili też uwagę na różnorodność zamieszczonego na płytach materiału. "...nagrania (...) są ułożone na zasadzie kontrastu przez co słuchamy to melodii weselnych, to pogrzebowych, to rubasznych, to religijnych." - pisze Antoni Beksiak. Nie uważa tego za cechę negatywną Piotr Dahlig - "Redaktorzy zadbali o różnorodność i kontrasty w możliwie pełnej prezentacji regionu muzycznego". Trudno powiedzieć, które zdanie jest słuszne. Utwory na płytach ułożone są według pewnego czytelnego klucza kalendarza rodzinnego i dorocznego, gdzie tak jak w życiu, tyle że w encyklopedycznym skrócie przeplatają się radosne i smutne wydarzenia. Ponadto w encyklopedii, a tak można traktować to wydawnictwo, często występują obok siebie hasła o różnym ciężarze.

Antoni Beksiak poświęcił też kilka słów stronie graficznej kolekcji - "Charakterystyczne jest udziwnienie okładek i nieciekawe, festiwalowe zdjęcia (np. przedstawione stroje regionalne mężczyzn są nierzadko szyte dla domów kultury przez specjalne spółdzielnie, gdyż w pewnych regionach nie ma ich od stu lat)". Według mnie okładki są zaprojektowane ze smakiem. Znakomite, poetyckie zdjęcia znakomicie korespondują z zawartością płyt. Częściowo słuszne są zarzuty dotyczące fotografii przedstawionych artystów. Są to jednak zdjęcia, jak na encyklopedię przystało, dokumentalne, a nie albumowe, których zadaniem jest tworzenie określonej atmosfery grą światła, usytuowaniem postaci, otoczeniem.

Obaj autorzy zgadzają się jednak i ja też przychylam się do ich zdania, że jest to wydawnictwo bardzo wartościowe pod względem dokumentacyjnym, edukacyjnym oraz artystycznym.