Artykuł zamieszczony w numerze 18 / 1998


Andrzej "Kaźmierz" Wandrasz

O pieśniach morza i nie tylko


Właściwie pomysł napisania na ten temat kiełkował dosyć długo w mojej głowie, jednak artykuł "Ja i pieśń morza" z numeru 14-go "Gadek z Chatki" spowodował, że postanowiłem dorzucić swoje "trzy grosze" w tej sprawie.

Cztery refy - Kiedy z morza wraca Jack

Cofając się trochę w czasie, a było to ponad dziesięć lat temu, może więcej, będąc na obozie wędrownym w Tatrach Słowackich, podczas któregoś spotkania przy gitarze, jedna z koleżanek śpiewała kilka takich morskich pieśni. Spowodowało to, że zacząłem interesować się tym tematem. Będąc wtedy uczniem trzeciej klasy liceum, obserwowałem jak wszyscy wokoło mnie zaczytują się Stachurą i podobnymi rzeczami, postanowiłem bliżej poznać pieśni morza czyli popularnie mówiąc szanty.

Oczywiście, jest to ogólne hasło, coś w stylu woreczka do którego wrzuca się wszystko co jest związane z tym tematem.

Jednak dzisiaj tematyka pieśni morza jakby troszeczkę odeszła w zapomnienie, a trzeba powiedzieć że jest to jeden z wartościowych nurtów muzycznych. Pieśni morza, szanty, pieśni kubryku, pieśni wybrzeża i inne motywy muzyczne rzadko goszczą dzisiaj w mediach typu radio czy telewizja. A jest to dziedzina która zasługuje na szerszą prezentację, szczególnie gdy pojawiło się takie czasopismo folkowe jak "Gadki z Chatki".

I w tym miejscu może paść pytanie: Czy szanty zaliczyć do folku czy nie? Otóż moim skromnym zdaniem szantom należy się miejsce w wielkiej w końcu rodzinie folkowej. Można stwierdzić, że wiele szantowych motywów zapożyczonych jest z lądowych pieśni i piosenek wiejskich, pieśni drwali i flisaków, po prostu ludzi, wraz z którymi na pokłady żaglowców trafiała ich muzyka.

W tamtych czasach, kiedy brakowało pracy na lądzie wielu ludziom morze dawało szansę na lepszą przyszłość, szli oni wtedy dobrowolnie na morską tułaczkę. Bywało też tak, że brakowało rąk do pracy, wtedy wyruszały tak zwane Press Gangi, łapiące na ulicach portowych miast mężczyzn do załóg. I wtedy właśnie rodziły się szanty - pieśni pracy, pieśni czasu wolnego inaczej pieśni kubryku i wiele, wiele innych.

Sea Songs, Shanties & Folk Tunes

Nasuwa się pewnie pytanie dlaczego w naszej tradycji nie mamy takich pieśni? Może dlatego, że wtedy kiedy wielkie potęgi morskie szły na morza i oceany, my albo oraliśmy albo walczyliśmy o niepodległość.

Ale w czasie kiedy zaczynałem odkrywać, niejako dla siebie pieśni morza, tworzyło się coś na kształt ruchu szantowego. Były telewizyjne relacje z festiwali odbywających się w różnych ośrodkach naszego kraju, były też wspaniałe audycje radiowe czyli "O szantach prawie wszystko" i niezapomniany "Kliper Siedmiu Mórz" prowadzone przez Marka Siurawskiego i Janusza Sikorskiego. Dzięki tym Panom mogłem poznać takie zespoły jak: Cztery Refy, Stare Dzwony, Ryczące Dwudziestki, Stana Hugila ostatniego szantymena, Erica Illota, Andy'ego Taylora i wielu, wielu innych wykonawców którzy wykonywali pieśni morza. Z czasem jednak zaczęły się wykruszać imprezy szantowe, zaczęły łączyć się z innymi imprezami folkowymi tworząc pewien fragment folkowej twórczości. Śledząc przez ponad dziesięć lat poczynania i to co zostało wydane na kasetach i płytach udało mi się zgromadzić całkiem niezłą biblioteczkę muzyczną właśnie z szantami. Słyszę czasem z różnych stron głosy krytyki, po co angażować się w jakieś tam szanty, przecież nie jest to nasza muzyka.

W takim momencie mogę tylko powiedzieć, że każdy ma prawo wykonywać taki gatunek muzyki w którym czuje się najlepiej. Moja fascynacja pieśnią morza, szantą, pieśniami wybrzeża trwa już kawałek czasu i co jakiś czas odkrywam wartościowe utwory. Ot, chociażby piosenki wykonywane przez Ryszarda Muzaja, Jerzego Porębskiego, czy Janusza Sikorskiego. Z jednej strony śpiewają oni o morzu, pracy, rejsach, życiu na brzegu morza, a z drugiej strony niosą duży ładunek doświadczenia, przeżytych na morzu dni. Każdy z nich ma własny styl, inaczej odnosi się do rzeczywistości, jednak słuchając ich piosenek można przenieść się do starego portu, do przystani rybackiej, na pokład starego żaglowca, czy do tawerny, w której gdzieś przy kominku opowieściom morskim nie ma końca.

Stare Dzwony

W ciągu tych kilku czy kilkunastu lat poznawania szant i pieśni morskich śledzę też losy zespołów, które wykonują szanty.

I rzeczywiście wiele z nich nie istnieje, niektóre zmieniły zupełnie styl grania, niektóre zawiesiły działalność, jeszcze inne grają w takim samym stylu jak zaczynały przed laty. Mam na myśli wspaniały zespół Cztery Refy, grający w takim samym stylu od momentu swojego powstania. Oczywiście większość zespołów i solistów bazuje na twórczości zachodniej, jednak istnieje pewna grupa tworząca współczesne pieśni i ballady. Byłoby chyba nietaktem nie wspomnieć o Marku Siurawskim, który wraz ze swoją koncertiną stara się przy każdej okazji nawiązywać do dawnych pieśni morskich. Wspominałem wcześniej wielkiego i ostatniego szantymena Stana Hugila, którego niestety nie ma już wśród nas, bowiem był człowiekiem, od którego wielu dzisiejszych szantymenów mogłoby się wielu rzeczy nauczyć.

Jednak na szczęście głosy wielu wykonawców zostały utrwalone na magnetycznej taśmie i dzisiaj możemy słuchać ich solo lub z towarzyszeniem zespołu.

Tematyka morskiego śpiewania i muzykowania jest tak rozległa jak morza i oceany. Nie można w jednym tekście wyczerpać całości tematu, myślę jednak że tematyka szantowa częściej gościć będzie na łamach "Gadek z Chatki". Ja osobiście postaram się na ten temat jeszcze napisać, tymczasem idę posłuchać sobie Starych Dzwonów, bo nic nie robi tak dobrze na samopoczucie jak posłuchanie szant w dobrym wykonaniu.