Artykuł zamieszczony w numerze 21 / 1999
|
Powrót do strony głównej
|
Nazywam się Kamil Rogiński i piszę do Was w imieniu zespołu Rivendell. Do sielanki luzaków zajmujących się klimatami folk chciałbym wprowadzić pewien element zamętu...
Usilne działania promujące kulturę ludową powodują wiele sytuacji ubocznych, demobilizujących zapał zaangażowanych. Promocja i działania upowszechniające są bardzo wąskie, bo tendencyjne. Tak zwana "śmietanka", czyli najwyższa branża (Radiowe Centrum Kultury Ludowej, Fundacja Kultury Wsi) nie pozwala dopuścić do głosu kosmopolitycznego podejścia autorskiego. Działalność celowa i dobra, bo kapele grające wcześniej nutki celtyckie, indiańskie, azjatyckie, zaczynają czerpać coraz częściej z kultur środkowoeuropejskich albo wręcz przerzucają się całkiem, wstydząc się za "zdradziecką" przeszłość. W ostatnim czasie powstaje bardzo dużo ideologicznych spięć wśród członków kapel grających folk. Wiele słyszy się o rozpadach. Jedni chcą grać to co grali, inni idą za modą. Stworzyła się niepisana i niewypowiadana zasada: żeby liczyć na jakąś pomoc (dostać nagrodę, dotację, honorarium), do swojego repertuaru trzeba dodać polską melodię ludową. Oczywiście, są też wyjątki, ale zaobserwowana tendencja jest faktem. Bardzo rzuca się w oczy sprzeczność: promocja muzyki folk i spłycanie różnorodności jej form... Otrząśnijmy się z marzenia o ludowym społeczeństwie, a motykę, zamiast wysyłać na księżyc, zabierzmy do swojego ogródka, by w nim stworzyć piękną bryłę!
Rzeczywistość - prawdziwa, różnorodna kultura muzyczna utkwiła na etapie dziada - pradziada, teraz istnieje w zaniku, a prawdziwa polska kultura ludowa przenosi się do miasta w postaci disco - polo (wódeczka, szorstka zagrycha i telewizor - jako okno na lepszy świat). Tymczasem promocja polskich kapel folkowych obejmuje zespoły wykonujące środkowoeuropejskie pieśni ludowe, aranżowane jak poezja śpiewana, z dodatkiem egzotycznych brzmień i przyzwoleniem na fałszowanie. Wyjątki potwierdzają regułę. Szczególnie niemiło widziane są kompozycje własne i melodie ludowe odległych kultur.
Dlaczego?! Czy tak trudno niektórym przyznać się, że zdecydowana większość Polaków straciła poczucie tożsamości narodowej? Czy nie lepiej tymczasem cieszyć się tym, co jest? Przecież tak naprawdę polska kultura jest ciągle żywa - tylko przybrała inną formę...Wiem, że trudno ją tak od razu zaakceptować, jest przecież nowiutka... Nie ma co narzekać i po wielokroć zadawać sobie smutne pytanie: "Dlaczego polskie zespoły grają muzykę azerbejdżańską i arabską, a nie swoją ojczystą?" Pytanie dobrze postawione, jeszcze lepiej wylansowane, ale posiadające cechy i skutki propagandy.
Musimy pamiętać, że żyjemy w czasie zmiany astrologicznej - z ery Ryb, na erę Wodnika. W tym czasie jesteśmy pełni niepokoju, nabieramy zdolności do poszukiwań i łatwowierności w dobieraniu poglądów lub idei. Zmiana ery to w naszych umysłach zmiana kąta padania światła na przedmioty naszych myśli. Kiedy zmienia się kąt padania światła, czasem trudno poznać, że to ten sam przedmiot. Na etapie zmiany ery, staramy się odnaleźć naszych "ziomków" i własne korzenie. Ale ten niepokój i ścisłe uporządkowanie kultur, może być niebezpieczne. Smutny przykład Serbii czy Macedonii wskazuje na to, że na świecie podziałów powinno być coraz mniej. Nasza to będzie wina i nawet nie zdążymy głupio się za to poczuć, gdy pewnego dnia okaże się, że Nostradamus miał rację...
Według mnie, spośród melodii ludowych świata są i te gorsze, i te lepsze, są te bliższe i dalsze, zależy to tylko od tego, jaki mamy gust i skąd pochodzimy. Ciekawe natomiast jest to, że tam gdzie rosną bambusy - muzyka ma swoje źródło w bambusie, tam gdzie rośnie kokos - muzyka ma kokosowe początki. Najlepiej jednak, jeśli zapaleni muzycy mogą nawzajem uczyć się od siebie (a na to pozwala nam nowoczesność) i bawić się dorobkiem świata, by przez muzykę dotrzeć do czegoś, co było jeszcze przed bambusem, kokosem i dzikim bzem czarnym, a co pozwala na zagranie czegoś całkiem osobistego: własnej melodii. Każdy ma w sobie taką skarbnicę, ale nie każdy potrafi bronić się przed socjotechniką niektórych autorytetów.
Ja nie narzekam: życie mi się podoba, mam dla kogo grać, moja kapela zajęła nawet kilka pierwszych miejsc w różnych konkursach, polską nutę też mam "zaliczoną". Jednak czuję jakbym nie do końca miał swobodę, bo nie zawsze z dumą i pełną piersią mogę powiedzieć: "...teraz zagram swoją melodię, którą wymyśliłem w domu i jest to melodia ludowa z mojego domu...".