Artykuł zamieszczony w numerze 26 / 1999/2000
|
Powrót do strony głównej
|
Całkiem niedawno została wydana płyta "Golec uOrkiestra" - kapeli folkowej, grającej z zacięciem jazzowym. Muzycy pochodzą z Beskidu Śląskiego i Żywieckiego, co słychać w sposobie wykonywania utworów oraz w słowach. Zaśpiewane gwarą teksty dotyczą współczesności i do spraw codziennych się odnoszą. Pojawia się jeden utwór tradycyjny wykonany w ciekawej aranżacji. Ciekawie się tego słucha, tym ciekawiej, im lepiej zna się tradycję, z której czerpie Golec uOrkiestra.
Jest to jeszcze jedna próba połączenia muzyki rdzennie ludowej z tym, co się dzieje w muzycznej kulturze masowej. "Zboczenie" w kierunku jazzu daje posmak elitarności, a jednocześnie jest nawiązaniem do wcześniejszych prób połączenia folkloru z jazzem (np. Namysłowski z góralami czy Kułakowski z kapelą kaszubską). Według mnie jest to próba jak najbardziej udana, bliższa ideału, który pojmuję jako doskonałe wyważenie elementów z dziedzin, z których się czerpie, jako szukanie równowagi między stylami muzycznymi - połączenie, dopasowanie, wtopienie się w siebie tych elementów, ale nie ujednolicenie. Tak, żeby to pasowało, żeby nie były to poprzeplatane ze sobą melodie i sposób grania bez związku. Sztuka to grać równocześnie, razem i nie zdominować całości swoim sposobem grania. Golec uOrkiestra jest już blisko tego ideału, chociaż daje się zauważyć, że instrumenty dęte i perkusyjne dominują nad tradycyjnymi beskidzkimi skrzypcami.
Płyta jest dopracowana, aranżacja utworów pomysłowa i precyzyjnie wykonana obróbka komputerowa. I wpadka - bo nierówno. Kilka utworów "zrobionych" bez wad, kilka zaniedbanych technicznie. Te dopieszczone nie mają w sobie żadnych prowizorek - nikomu nie zadrżał głos, równe interwały, odpowiednie miejsca dla odpowiednich efektów. Brak improwizacji. Kojarzy mi się to z brakiem życia, życie zaś jest w żywiole muzyki, w graniu na gorąco, na skrzypkach, na czym się da... Brakuje mi jakichś solówek na skrzypce, improwizacji albo po prostu większego udziału prymisty. Brakuje zaznaczenia, że tych chłopaków jest tylu, że dysponują genialną bronią skrzypcowych dźwięków.
Instrumentarium zróżnicowane, jak to bywa przy połączeniu dwóch zupełnie dotychczas odległych i ukształtowanych stylów muzycznych. Więc tradycyjne skrzypce, kontrabas, cymbały, nawet gajdy beskidzkie i dudy żywieckie obok puzonu, trąbki, flugelhornu i instrumentów perkusyjnych. W tym wszystkim zdarzają się ciekawe połączenia, np. gitara basowa i kontrabas ...
Teksty utworów są bardzo interesujące - w gwarze, a jednocześnie jak najbardziej współczesne, dotykają problemów codzienności, mają duży zakres tematyczny: o duszyczce, panu Jezusie, zabawie w doktora, tekst archaiczny o owieczkach, a nawet ekologia... Wszystkie teksty przetłumaczone są na angielski w sposób "jajcaty i kreatywny", z próbą zachowania charakteru gwary (uznając, że amerykański jest międzynarodową gwarą języka angielskiego) i umieszczone w obu wersjach we wkładce. W sumie - porywające i liryczne, teksty współczesne, codzienności dotykające i metafizyki. Mocno siedzą w tradycji Beskidów i nie boją się opisywać współczesności.
Słychać różne inspiracje. Zapewne wszystkich nie wymienię i nie nazwę, ale słychać trochę rytmów latynoskich, Podhala, najprostszego do zauważenia pop-rocka i folkloru Beskidów. Prócz tego - spore podobieństwo do muzyki Bregowicia ze względu na dynamikę, użycie instrumentów dętych i styl brzmienia. Jeszcze mnie trochę dziwi, dlaczego po złączeniu muzyki górali z Beskidu Śląskiego i "trębolców" teoretycznie kosmopolitycznych wyszło coś żywieckiego? Przecież Golcowie nie grają na ludowo, piszą tylko na ludowo.
Cóż poza tym? Pomysłowa okładka, zabawne efekty "niespecjalne", głosy nieszczególnie obrzydliwe, chociaż mało głosów żeńskich...
Im dłużej słucham, tym bardziej mi się podoba. Mówią, że to dopiero pierwsza płyta, a będzie pięć... Nie ulega wątpliwości, że należy tego słuchać i czekać na następne...